wtorek, 22 listopada 2011

Suczawa, Bicaz, Iasi


Drogi (wiem, że już w to nie wierzysz) Pamiętniczk

Chciałbym się z Tobą podzielić moją krótką wyprawą. Wiem, że już dawno nie pisałem i mogłeś zapomnieć Polskiego pisanego języka mego ojczystego, ale mam nadzieję, że tak się nie stało i się rozczytasz. No, ale jakby co to zostają Ci obrazki jeśli wciąż na okładce masz oki.... hmm chyba, że z rozpaczy zamalowałeś je tuszem.

Dobra przechodzę do konkretu, bo czas ucieka...

W czwartek wstałem ok. 8 i po nie zjedzonym wyruszyłem w drogę. na stopa nie czekałem długo, a tak mi się poszczęściło z wysoka, że kierowca zabrał mnie  bezpośrednio do Suczawy. Tam spotkałem się z Simonem, którego znalazłem na Coach Surfingu. Spoko koleś, ale trochę zakręcony. Nie uprzedził mnie przed wyjazdem, że będę musiał wstać o 4.30, ale co tam;), ale jego mama dobrze gotuje. No i Simon nauczył mnie jak to nie zgubić się w supermarkecie, jak to zaplanować przemierzanie alejek, żeby niczego nie przegapić.
Suczawa spoko, ale bez szału, kilka ciekawych monastyrów w mieście i calkiem spoko ruiny zamku. Niestety zapomniałem karty pamięci więc nie mam z byt dużo zdjęć.

W piątek po pobudce Simon zabrał mnie do monastyru Voronet.  Trochę poczekałem na otwarcie, ale przynajmniej zaliczyłem wschód słońca.



Monastyr niczego sobie, ale niestety nie mogłem robić zdjęć bez opłaty w środku, więc se podarowałem. No, ale muszę przyznać, że odźwierny był spoko bo wpuścił mnie przed czasem.




no wiesz pilnuj się bo jak nie to wisz

nie ma to jak zawsze pamiętać o czasie w kościele

a to już Monastyr Humolului




Po wizycie w  monastyrach wróciłem do Suczawy. Chciałem zwiedzić więcej, ale niestety czasu nie starczyło. Może wpadnę jeszcze kiedyś. W Suczawie odwiedziłem Dom Polski i miałem okazje pogadać po Polsku.
No i w drogę najpierw dwa stopy, a później było za ciemno i dojechałem do Bicaz autobusem, gdzie zostałem bardzo życzliwie przyjęty.
Tak minął dzień drugi.

Sobota. Pobudka 5:30. Ion zapowiadał, że wyprawa w góry będzie ciężka, ale jednak nie było zbyt ciężko, ale widoki były genialne. Kolejny raz się sprawdziło przysłowie kto rano wstaje temu Pan Bóg daje.
Chodziliśmy ponad 10 godzin. Ion pokazał mi bardzo ciekawe miejsca. Byliśmy w monastyrze gdzie można było kupić pamiątki. Mój dewocjonalizm się uruchomił i kupiłem dwie pamiątki;).
Po powrocie zjedliśmy genialną kolację. Niestety pamiętam tylko jedną nazwę mamałyga, wiem wiem po rumuńsku inaczej się piszę. Wieczorem bawiłem się z Ioaną, śliczną córeczką Iona, która jest trochę za stara dla mnie ma 2 lata. Zabawne jest to, że za pierwszy razem jak mnie widziała to płakała, a później to szczerzyła się do mnie i zaczepiała. Wiem wiem, że mało wiem o życiu i to całkiem normalne, ale jest w tym coś uroczego. Chciałem dać Ionowi za paliwo, ale on powiedział, że robi to dla Boga:). Jak to miło, że na świecie są jeszcze tacy ludzie. Wizyta u mojego przyjaciela było genialna, góry, pyszne jedzenie, szczerzy prawdziwi ludzie. Ion często mnie pytał: You like?  zależało mu, żeby mi się podobało.



ekstaza św. Teresy się umywa, albo nie umywa jak kto woli

moja dewocja nie pozwoliła mi przejść obojętnie, a na zdjęciu się nie skończyło

kurka aureola mi spadła na plecy

duma rozpiera, no i czy sprawdzi się proroctwo: "you are Romanian in future"

cieszy bułe bo szczyt jest blisko

na szczycie



bez komentarza






zakochałem się po prostu

W niedzielę nie chciałem się dzielić z moim gospodarzem, więc grzecznie wsiadłem do mikro busa do Piatra Neamt, ale oczywiście nie zamierzałem kontynuować podróży tym środkiem. W PN złapałem stopa do Romana, a z Romana już do Jassów(rumuńska wersja Iasi) . Wykazałem sie polskim sprytem. Schowałem 50 ron do Biblii, a portfelu miałem tylko 2 ron i jak koleś zbierał od wszystkich to jak kolej przyszła na mnie powiedziałem. Polonia per gratis. No i pokazałem prawie pusty portfel. Powiedział tylko baj baj.
Iasi ma bardzo dużo ciekawych kościołów, od prawosławnych do katolickich. Byłem też w muzeum historii naturalnej. Byłem zaskoczony, że mi się podobało, ale zobaczyłem kilka całkiem ciekawych eksponatów. Iasi ma jednak dwa poważne minusy. Ulice są prawie nie oznaczone przez co mapa jest mniej użyteczna. Druga zaś sprawa to wszechobecne psy, które czasem niemalże atakują. Tak czy siak dobrze mi się zwiedzało. Cerkwie zrobiły na mnie wrażenie. No, a na koniec spotkała mnie niespodzianka. Kiedy zmierzałem do kościoła, a w ręce dzierżyłem mój przewodnik. Dziewczyna z Polski mnie zaczepiła, bo zobaczyła napis: Rumunia. Poszliśmy razem na mszę. Dzieliliśmy ławkę i Biblię, a po mszy poszliśmy na tradycyjne jedzenie do Maca;). Miłe spotkanie. Porozmawialiśmy sobie o naszych rumuńskich wrażeniach i wyszło, że oboje chcemy zostać tutaj dłużej;P. Po spotkaniu poszedłem na pociąg. Jechałem ok 9 godzin w nocy i spotkałem miłą Panią, która dopilnowała, żebym wysiadł na dobrym przystanku. 
No i tak się zakończyła moja podróż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz